Podsumowanie czytelnicze marca 2025r.


Hejka!

Marzec pod względem czytelniczym był miesiącem bardzo szalonym. Również marzec wydawał mi się strasznie długi i rozwleczony. Ale do brzegu! W marcu udało mi się przeczytać 5 książek, 1 opowiadanie oraz niestety 1 książka została zDNFowana przeze mnie. Jak widzicie na powyższym zdjęciu było różnorodnie. I tu muszę niestety ze smutkiem powiedzieć, że teraz mam dość spory spadek chęci do czytania, a wręcz książkowstręt i nie wiem ile to potrwa. I to jest zawsze pod koniec marca, a początkiem kwietnia i to trwa dobry miesiąc, nieraz dłużej. Więc w kwietniu nie oczekuję, że przeczytam 1 może 2 książki.

Cały ten czas" Hania Czaban

"Wejdź do świata, w którym od pięciu tysięcy czterystu sześćdziesięciu dziewięciu dni jest 21 czerwca 2106 roku. Każdego wieczoru podczas gwałtownej Burzy czas cofa się o dobę. Nikt nie pamięta, jak wcześniej wyglądało życie, a w Przedczas wierzy niewielu.
Nastoletnia Mar pragnie odkryć, co stało się z jej rodzicami. Opuszcza dom ciotki, wsiada na konia i rusza do Miasta owianego grozą. Na jej drodze niespodziewanie pojawia się Artel, chłopak parający się fizyką i skrywający w domu wehikuł czasu, który nie działa. Czy tę dwójkę łączy wspólna przeszłość, a może to właśnie przyszłość splecie ich losy? (...)".

To będzie bardzo krótka opinia tej książki.
A mianowicie "Cały ten czas" został przeze mnie zDNFowany (chyba tak się mówi?).
Powodów jest kilka.
Po pierwsze świat. Od 5469 dni jest 21 czerwca 2106r. Każdego wieczoru nadciąga gwałtowna Burza, która powoduje cofnięcie się czasu o dobę (dla mnie w pewnym sensie absurd).
Po drugie bohaterowie. Jak świat mnie po części nie zachęcił do dalszego czytania tej powieści. to bohaterowie wbili drugą szpileczkę.
A wracając jeszcze do świata to zastanawiałam się co działo się gdy osoba była chora albo była w ciąży lub nie daj Boże była umierająca? Non stop była chora, non stop była w ciąży lub każdego dnia umierała? Absurd, który daje do myślenia.
Inną sprawą jest to, że ta powieść po prostu mnie nie wciągnęła. Pierwsze 50 stron mnie wynudziły, więc po 100 stronie dałam z tą książką sobie spokój.
Ja Wam nie polecam i nie odradzam, będziecie chcieli to po nią sięgniecie.

"Pudełko z guzikami Gwendy"  (tom 1) Stephen King i Richard Chizmar

"Istnieją trzy drogi prowadzące do Castle View z miasteczka Castle Rock: Trasa 117, Pleasant Road i Schody Samobójców. Każdego dnia latem 1974 roku dwunastoletnia Gwendy Peterson wybierała schody podtrzymywane na mocnych, żelaznych śrubach nad klifem. Na szczycie schodów Gwendy łapała oddech, słyszała krzyki bawiących się dzieciaków. Z oddali słychać uderzenie kija bejsbolowego, to ćwiczący członkowie Ligi seniorów przed charytatywnym meczem z okazji Święta Pracy.
Pewnego dnia ktoś obcy woła do Gwendy: „Hej dziewczynko. Podejdź tu, pogadamy sobie”. Na ławce siedzi mężczyzna w czarnych dżinsach, czarnym płaszczu i białej koszuli rozpiętej pod szyją. Na głowie ma mały czarny kapelusz. Nadejdzie czas, gdy kapelusz ten zacznie pojawiać się w koszmarach Gwendy."

Fajnie jest od czasu do czasu robić reread swojej ulubionej książki lub serii.
U mnie w tym miesiącu wypadło na serię "Pudełko z guzikami Gwendy" Stephena Kinga i Richarda Chizmara.
"Pudełko z..." udało mi się przeczytać dosłownie w 24 godziny. Książka ma dosłownie 176 stron i dla "prawdziwego" książkoholika tyle stron to jest nic i przeczyta w godzinę, ewentualnie w półtorej godziny. Ja jak każdy czytelnik mam swoje tempo czytania.
Ale wracając do książki to z tego tomu bardzo dużo rzeczy pamiętałam pomimo tego, że czytałam ja 3 lata temu.
Teraz przy rereadzie nie zauważyłam czegoś co spowodowałoby mojej niechęci do tej książki.
W tej książce dużo jest elementów magicznych, np. samo pudełko guzikami co ja bardzo lubię i tę powieść traktuję jako książkę z wątkiem realizmu magicznego. Ponieważ pokażcie mi przedmiot, który zmienia po części Wasze życie, również powoduje pewne wydarzenia na świecie.
Jeśli chodzi o bohaterów to dla mnie osobiście byli obojętni. Nie zżyłam się z nimi.
A co mnie złościło w szczególności to brak imion rodziców Gwendy. Ok, jest to może bzdura, ale wkurzała mnie.
Fabuła szybka, dynamiczna i taka jaką lubię, bez rozwlekania na parę stron, żeby tylko były.
Ocena 9️⃣/🔟🌟.


"Magiczne piórko Gwendy" (tom 2) Richard Chizmar

"Kontynuacja historii opisanej w „Pudełku z guzikami Gwendy“, opatrzona przedmową Stephena Kinga. Akcja książki toczy się w 1999 roku. Tytułowa Gwendy ma już ponad trzydzieści lat. Znów jesteśmy w Castle Rock, gdzie spotykamy dawnych znajomych i kilku zupełnie nowych, intrygujących przyjaciół. Po ostatniej zimowej burzy do miasteczka Castle Rock wdarło się coś naprawdę złego. Szeryf Norris Ridgewick i jego współpracownicy rozpaczliwie szukają dwóch zaginionych dziewczyn, ale minęło już tyle czasu, że szansa, by sprowadzić je żywe do domu, jest nikła.(...)"

Nie wiem i to dosłownie nie wiem co o tej książce mogę powiedzieć.
Co na pewno mogę powiedzieć to to, że znów spotykamy się z Gwendy Peterson, ale już trzydziestoparolatki, która dzięki szczęściu (i też poniekąd pudełka z guzikami) jest odnoszącą dość duże sukcesy jako pisarki, a z czasem kongresmenki.
Oczywiście w tej części z powrotem powraca do Gwendy pudełko z guzikami oraz pewne magiczne piórko z dzieciństwa.
Również oprócz Gwendy i pudełka z guzikami w tle mamy poszukiwanie zaginionych dziewczynek, które do końca nie wiemy dlaczego zostały porwane oraz choroba mamy Gwendy.
Inną rzeczą jest to, że w tym tomie mamy wątek kryminalny, który według mnie jest niestety, ale płytki.
Autor wciąga do tej sprawy Gwendy, ale nie wiadomo po co? Chociaż w większości czasu śledzimy losy Gwendy, a nie zaginięcia dziewczynek. Możliwe jest to, że autor nie wiedział co zrobić z Gwendy więc wepchnie ją w te sprawę.
Kolejne rzeczy to choroba mamy i mąż, który pojechał gdzieś, robić relację z jakiegoś wydarzenia i prawdopodobnie nie będzie go na święta.
Dla mnie te dwa wątki były po prostu zapychaczami, które nie wnosiły nic do fabuły, i które w ogóle mnie nie interesowały.
Ocena 5️⃣/🔟🌟.


"Ostatnia misja Gwendy" (tom 3) Stephen King i Richard Chizmar

"(...) Kiedy Gwendy Peterson miała dwanaście lat, tajemniczy nieznajomy, Richard Farris, oddał jej na przechowanie tajemnicze pudełko. Można w nim było znaleźć słodycze i stare monety, ale trzeba było uważać, bo pudełko miało także swoją mroczna stronę. Naciśnięcie któregoś z kolorowych guzików ukrytych w jego wnętrzu wyzwalało groźną, niszczycielską moc.
Wiele lat później magiczne pudełko ponownie pojawiło się w życiu Gwendy. Jako uznana pisarka i wschodząca gwiazda polityki raz jeszcze musiała zmierzyć się z pokusą, jaką stanowił ten przedmiot. Teraz, gdy siły zła chcą przejąć nad nim kontrolę, senator Gwendy Peterson jest jedyną osobą, która może je powstrzymać. I zrobi to za wszelką cenę. Bo wie o istnieniu miejsca, gdzie można je bezpiecznie ukryć, nawet przed potężnymi siłami."

Największym minusem i jednocześnie problemem tej książki jest wepchnięty pogląd polityczny autora co mi się nie podobał, bo co mnie to obchodzi kto jakie ma poglądy i jakiego polityka nie toleruje. I jeszcze wplatać subtelnie je do książki.
W tym tomie Gwendy jest już po 60-tce i zaczyna zmagać się prawdopodobnie z chorobą Alzheimera. Na dodatek po raz kolejny w jej życiu pojawia się pudełko, ale tym razem tylko wyłącznie ona może pozbyć się tego pudełka. Więc postanawia lecieć w kosmos.
Również ciekawostką w tym tomie jest to, że dowiadujemy się w czyich rękach ostatnio było pudełko i jak na nich wpłynęło.
Nie wiem dlaczego, ale ten tom był lekko nudny, chociaż odrobinę był lepszy od 2 tomu.
I gdy już skończyłam ten tom to z jednej strony ucieszyłam się, że ją mam za sobą. Natomiast z drugiej strony czułam lekki smutek, że to już koniec tej historii i nie będzie nic dalej.
Podsumowując całą trylogię to cieszę się, że zrobiłam reread całej trylogii po latach.
Ponieważ to właśnie dzięki tej trylogii jeszcze bardziej spostrzegłam jak w ciągu kilku lat zmienił się mój gust czytelniczy i na co zwracałam uwagę X lat temu, a jak teraz.
Ten tom oceniam 6️⃣/🔟🌟.


"Cztery pory roku" Stephen King

"Cztery pory roku" składa się z 4 opowiadań: "Skazani na Shawshank", "Zdolny uczeń", "Ciało", "Metoda oddychania".
Mi udało się przeczytać pierwsze opowiadanie i niestety ostatnie z tego zbioru. Trzech kolejnych nie mam zamiaru czytać.
A opowiadanie, które zmęczyłam jest chyba opowiadaniem kultowym, które doczekało się ekranizacji, czyli "Skazani na Shawshank".
Owe opowiadanie opowiada o "Andy'm Dufresne'm odsiadującym karę dożywotniego więzienia za podwójne morderstwo, którego nie popełnił. w Shawshank rządzą sadystyczni strażnicy, a dyrektor więzienia to hipokryta i oszust. Ale Andy jest sprytniejszy od każdego z nich. Lata, jakie przyjdzie mu spędzić w celi, wykorzysta na przygotowanie misternego planu zemsty - tak zaskakującego, że zmyli nawet najbliższych mu współwięźniów...".
Powiem krótko - mi się to opowiadanie nie podobało!
Opowiadanie ma 104 strony, a miałam wrażenie, że czytam 400-stronicową powieść, jeszcze na dodatek strasznie nudną, rozwleczoną i niewciągającą. Na dodatek czytałam to opowiadanie około tygodnia.
Ocena 2️⃣/🔟🌟.


"Julia i rekin" Kiran Millwood Hargrave

"Julia przeprowadza się z rodzicami na odludną wyspę, gdzie mają spędzić całe lato. Tata ma tam pracować, a mama chce znaleźć legendarnego grenlandzkiego rekina. Obsesja matki szybko zaczyna zagrażać całej rodzinie i Julia postanawia wyruszyć w podróż w najczarniejszą otchłań, którą rozświetli jej jedynie morska latarnia.".

Mimo, że upłynęło trochę czasu od jej przeczytania to nadal mam do tej książki ambiwalentny stosunek. I to pierwszy raz mi się zdarzyło przy książce Kiran Millwood Hargrave.
Druga rzecz to bohaterowie. Julia i Kin mimo, że są dziećmi to nie zżyłam się z nimi, również dorośli jakoś nie zebrali mojej sympatii.
Inną rzeczą jest to, że "Julia i rekin" skierowana stricte do dzieci to w subtelny sposób przedstawia o osobach, które zmagają się z chorobą afektywną dwubiegunową.
Mnie osobiście pokazanie tej choroby dzieciom w wieku 10-13+ w taki sposób, żeby dzieciaki mogły zrozumieć bardzo się podobało. Autorka w tej książce pewne wartości jak choroba i bycie z tą osobą i ją wspierać.
Ocena 5️⃣/🔟🌟, ponieważ nie jestem targetem tej książki.


"Wschód słońca w dniu dożynek" (tom 0,5) Suzanne Collins

"Skoro masz stracić wszystko, co kochasz, po co jeszcze walczyć?
W dzień dożynek mieszkańcy Panem budzą się zdjęci strachem. W tym roku, z okazji drugiego Ćwierćwiecza Poskromienia, dwukrotnie więcej trybutów trafi na arenę.
Haymitch Abernathy z Dwunastego Dystryktu woli nie zastanawiać się nad tym, co przyniesie los. Chce tylko przebrnąć przez ten dzień i spotkać się z dziewczyną, którą kocha.
Gdy słyszy swoje nazwisko, czuje, że jego przyszłość legła w gruzach. Musi zostawić bliskich i jechać do Kapitolu w towarzystwie trójki innych trybutów z Dwunastki: przyjaciółki, która jest jak młodsza siostra, kompulsywnego analityka i największej snobki w mieście.
Haymitch od samego początku wie, że przeznaczono go do odstrzału, lecz coś pcha go do walki… Pragnie tylko jednego: by jej skutki odbiły się echem daleko poza zabójczą areną.".

"Dożynki" jak to mawiają w bookmediach - czytałam półtora tygodnia, a oczekiwanie na nią jakieś 6 miesięcy temu może więcej.
Ale po lekturze tej książki czuję mieszane uczucia di niej.
Bo nie oszukujmy się gdy dowiedzieliśmy się o czym będzie "Wschód słońca w dniu dożynek", a właściwie i kim to wiedzieliśmy jak ta historia się skończy (taki snick-pick - jak czytaliście "W pierścieniu ognia" to po części znamy historię Haymitcha). Tylko niewiedzieliśmy jak do tego doszło i co było w trakcie 50 igrzysk, czyli drugiego Ćwierćwiecza Poskromienia.
Ja, niestety nie wiem dlaczego, ale nie zżyłam się z bohaterami. Było mi obojętne jak zginą trybuci i w jaki sposób. Może ktoś powie, że nie mam serca, ale tak było i tak jest.
Ja nie rozumiem innych jak mogą nad tą książką płakać? Ok, jest brutalna tak jak trylogia - może nawet odrobinę bardziej, ale nie na tyle aby rozpaczać.
Fabuła momentami trochę nudnawa.
Jeśli chodzi o zakończenie i to co się stało z rodziną Haymitcha i dziewczyną - fakt to było okrutne ze strony Snowa. I po części było mi szkoda Haymitcha, bo wiemy co się stało z jego rodziną i jak na niego to wszystko wpłynęło.
Natomiast jeśli chodzi o epilog to fajnie, że autorka umieściła w nim mini wydarzenia po trylogii. Chociaż ja osobiście do tego epilogu dodałabym parę stron.


Tak się przedstawia marzec. Nie było niestety 🔟🌟 książek nad czym trochę ubolewam. Miałam duże nadzieję, że "Wschód słońca w dniu dożynek" Suzanne Collins będzie taką książką, ale niestety tak się nie stało, a naprawdę na nią czekałam od zeszłego roku, kiedy w eter poszła informacja, że ma wyjść. To tyle ode mnie. Trzymajcie się.

Pa✋

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego i w jaki sposób gorąca czekolada przynosi nieszczęście? Recenzja książek Niny Haratischwili "Ósme życie (dla Brilki)" tom 1 i tom 2.

Podsumowanie czytelnicze lutego 2025r.

Młodzieżówka, która pod wieloma względami różni się od standardowej młodzieżówki. Recenzja książki "Między nami chaos" Samuela Millera.