Podsumowanie czytelnicze grudnia 2025r.
Hejka!
To już ostatnie podsumowanie czytelnicze tego roku.
Grudzień czytelniczo był bardzo szalony i nieprzewidywalny. Na cel w tym miesiącu było przeczytać 7 książek, które na szczęście udało mi się przeczytać. Trzy książki z tego stosu były mocno naciągane, ale niestety musiałam się jakoś ratować w ostatnim miesiącu tego roku.
Druga rzecz jest taka, że udało mi się skończyć wyzwanie, w którym biorę udział co roku na Lubimy Czytać, czyli: "przeczytać 52 książki w ciągu roku".
Niestety, nie dałam rady przeczytać więcej, ponieważ zawsze pojawiała się jakaś przeszkoda na drodze, która uniemożliwiała mi cieszenie się lekturą.
Ale też były książki, które czytałam bardzo długo i dostawałam dosłownie nerwicy. Również w tym roku na szczęście były też książki, które mnie oczarowały od pierwszej strony i było mi przykro kiedy je kończyłam.
Natomiast w grudniu prywatnie muszę powiedzieć, że było względnie spokojnie. Chociaż w okolicach Wigilii miałam obniżony spadek samopoczucia, ale u mnie co roku to już tradycja, więc pomińmy to. I teraz przedstawiam Wam książki, które przeczytałam w grudniu:
"Podzieleni. Undivided" (tom 4) Neal Shusterman
"Społeczeństwo Proaktywne, organizacja, która stworzyła Cama z części rozszczepionych nastolatków, chce masowo produkować takich jak on do celów wojskowych. Jednak pod powierzchnią tego koszmaru, kryje się kolejny: SP postanowiło zniszczyć technologię, która mogłaby sprawić, że rozszczepianie stałoby się całkowicie niepotrzebne.
Gdy Conner, Risa i Lev odkrywają te szokujące sekrety, postanawiają sprzeciwić się władzy. (...)".
Boże! jaka ta część serii była dobra! To nawet sobie nie wyobrażacie!
Co się działo w tym tomie? To jest jakaś masakra. Ten tom wszystkie moje ALE do poprzednich tomów rozwiał i zostawił sam zachwyt.
Z jednej strony cieszę się, że skończyłam ten tom, a co za tym idzie całą serię "Podzielonych". Ale z drugiej strasznie mi przykro, że to już koniec tej serii i już nigdy nie przeczytam kolejnych tomów. Ale do brzegu!
W tym tomie jak i poprzednich tomach dożo się dzieje.
Dzieją się rzeczy, których nie spodziewałam się, że się wydarzą (SPOILER! - śmierć Sonii, wygnanie Starkeya z Bandy i po czasie jego rozszczepienie, rozbrojenie od środka Społeczeństwa Proaktywnego przez Cama, i wiele więcej wydarzeń).
W tym tomie nie znajdziecie nudy. Również nie znajdziecie zapychaczy w fabule - może oprócz jednej sceny w zakończeniu. Ogólnie fabuła w tym tomie była bardzo dynamiczna i człowiek się nie nudził. Jeśli jakieś były przestoje to minimalne dla rozluźnienia napięcia.
Co do bohaterów, to w tym tomie widać było ogromne zmiany czy w charakterystyce, czy też w podejściu do zagrożenia, które jest tuż za rogiem (czyt. Grace, która pomimo różnych boćców z zewnątrz potrafiła szybko działać albo Cam, który się sprzeciwia SP). Oprócz czterech bohaterów, którzy nie zmienili się na jotę (Starkey, Nelson, Roberta, Akron) i cieszę się, że skończyli w taki sposób. Zasługiwali na to od 1 tomu, gdy tylko się pojawili.
Natomiast jeśli chodzi o zakończenie to to był sztos! Oprócz wcześniejszej wspomnianej sceny, która była za bardzo rozwleczona, ale pomińmy to.
Ale zakończenie jako całość to było OK!
Książka definitywnie dostaje ode mnie 🔟/🔟🌟.
"Czekoladowe kulki" Mia Öhrn, Urika Pousette
Ja, jeśli chodzi o pieczenie ciastek i placków, to jestem noga. Ale za to lubię od czasu do czasu zjeść jakiś placek i to też nie byle jaki. A najgorszą męką jaką przeżywam to gdy widzę moje ulubione ciasto w książce kucharskiej tak przedstawione (pokazane), że ja oczyma je jem.
Dziś natomiast chcę Wam przedstawić książkę kucharską "Czekoladowe kulki" Mia Öhrn, Urika Pousette, którą otrzymałam od @wydawnictwoliterackie w listopadzie 2022r., a zajrzałam do niej dopiero teraz.
Z tego co można zobaczyć to to, że przepisów na kulki wszelakiej maści w tej książce jest dość sporo, a co najważniejsze przepisy są przejrzyste i zrozumiałe dla takiego lajka jak ja.
"#Polish beauty. Przewodnik piękna dla Polek" Marta Krupińska
Powiem tak - nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę beauty guru.
Moja pielęgnacja wygląda dość prosto jak na standardy kobiet, które zjadły zęby na kosmetykach i pielęgnacji.
Ja, od kilku lat używam tylko 3 rzeczy, a mianowicie: mydełko antybakteryjne PROTEX, krem Nivea, krem z Ziaj i od czasu do czasu maść Tormentiol. I tyle.
Kosmetyków takich jak: tusz do rzęs, korektory, cienie do powiek albo inne cuda na kiju - ja ich nie używam, bo nawet ich nie mam, bo do czego mi one?
Ale chciałabym Was zachęcić po sięgnięcie po książkę pani Marty Krupińskiej "#Polish beauty. Przewodnik piękna dla Polek" wyd. Burda Książki, a teraz obecnie przez inne wydawnictwo.
Ja, tę książkę otrzymałam dzięki współpracy z wydawnictwem kilka lat temu i nie chcę skłamać, ale chyba o niej już opowiadałam na poprzednim koncie, ale nie jestem pewna na 100%.
Książka jest niczym innym jak poradnikiem, przewodnikiem dla kobiet oto jak dbać o skórę i jakich produktów używać na co dzień.
Dla mnie osobiście poradniki o pielęgnacji, rozwoju osobistym etc. są niewiarygodne. I nie mówię tego złośliwie, aby dopiec autorowi czy nie wiadomo komu, bo tak nie jest.
Po prostu poradniki to nie moja bajka. Wiem, że niektórzy świetnie odnajdują się w tej kategorii i chwała im za to, ale ja podziękuję. Wystarczy mi.
"Modlitwa do morza" Khaled Hosseini
"Tragedia, która wciąż trwa i obciąża sumienie świata. Krzyk sprzeciwu wobec wojny w Syrii.
"Modlitwa do morza" to hołd złożony milionom rodzin, które zostały rozbite i zmuszone przez wojnę i prześladowania do opuszczenia swoich domów.
Historia zainspirowana dramatem trzyletniego syryjskiego uchodźcy Alana Kurdi, który zginął w wodach Morza Śródziemnego podczas próby ucieczki z kraju ogarniętego wojną. Opowieść jest hołdem złożonym chłopcu w trzecią rocznicę jego tragicznej śmierci.(...)".
Po tę książkę sięgnęłam, ponieważ jest krótka, a po drugie zbliża się koniec roku i wyzwanie z Lubimy czytać przypomina o swoim istnieniu.
Inną rzeczą jest to, że to jest mój kolejny reread tej książki i chyba powinnam dać sobie spokój z czytaniem tej książki na przyszłość.
Opinii na temat tej książki nie będę mówić, ponieważ tyle razy o niej opowiadałam czy to na poprzednim koncie, czy na blogu, więc teraz nie warto.
Jeżeli będziecie chcieli wiedzieć co o niej myślę to zachęcam do zajrzenia na mojego bloga (nazwa bloga jest taka sama co instagram😉).
Też co zdążyłam zauważyć to to, że o niej nikt nie mówi, ba chyba nikt nie wie, że ona istnieje w świecie książkowym. A o autorze to już nie wspomnę. Nawet nie wiem czy coś pisze czy nie?
"Marzycielki" Jessie Burton
"Siostrzana miłość, siła wyobraźni, dziewczęca odwaga i walka o niezależność... Jessie Burton, autorka światowych bestsellerów „Miniaturzystka” oraz „Muza”, powraca z zachwycającą i przepięknie ilustrowaną baśnią dla tych, w których drzemie dziecko.
Dla dwunastu córek króla Alberta śmierć królowej Laurelii oznacza nie tylko utratę matki. Decyzją ojca dziewczęta zostają objęte ścisłą ochroną. Odbiera się im ukochane lekcje, przedmioty i – co najważniejsze – osobistą wolność.
Jednakże siostry, zwłaszcza najstarsza z nich, księżniczka Frida, nie zgadzają się na taki los. Jest coś, co nadal posiadają i czego ojciec nie może im odebrać: siła wyobraźni. Mogąc polegać wyłącznie na własnej pomysłowości, królewny podejmują walkę o życie na swoich warunkach.".
To jest mój pierwszy reread tej książki. I tak jak za pierwszym razem "Marzycielki" Jessie Burton nie zawiodła mnie.
"Marzycielki" jest powieścią skierowaną stricte dla młodych dziewcząt, chociaż ja osobiście się z tym nie zgadzam, ponieważ według mnie ta powieść jest skierowana do wszystkich. Czy to dla małych dziewczynek czy dla nieco starszych.
Przesłanie, które od pierwszej strony jest widoczne to dążenie do swoich marzeń, siostrzana miłość, a co najważniejsze bycie niezależnym, pomimo tego co inni mówią i sądzą.
Ponadto historia jest bardzo ciepła. A na dodatek oprócz historii możemy w tej książce odkryć przepiękne ilustracje Angela Barretta, które powodują, że ta historia jest fenomenalna.
Szczerze - nie wiem co jeszcze mogę o tej książce powiedzieć? Tę książkę trzeba przeczytać samemu, aby wyrobić swoje zdanie.
Ja, osobiście bardzo polecam tę powieść.
Również chciałabym podziękować @wydawnictwoliterackie że przesłali mi tę książkę w styczniu 2019r., i że mogłam w tym roku zrobić jej reread.
Oczywiście "Marzycielki" dostają 🔟/🔟🌟.
"Obserwuj mnie" (tom 1) Tahereh Mafi
Gdy wydawnictwo @weneedyabooks ogłosiło premierę tej książki to byłam przeszczęśliwa jak dziecko, że ona wychodzi. Ponieważ miałam nadzieję, że ten tom będzie lepszym tomem od "Zrozum mnie". No, niestety nie. Z każdym rozdziałem miałam ochotę wydrapać sobie oczy, ponieważ tak koszmarnie czytało mi się tę książkę. Ale od początku.
Jeśli miałabym powiedzieć co w tej książce jest ciekawe i trzyma czytelnika przy niej - to szczerze, chyba nic!
Fabuła? Martwa jak wnętrze Rosabelle.
Tempo? Ślimaki i żółwie mają szybsze.
Romans? Nieistniejący, a jeśli takowy jest to to jest sztuczny i jałowy.
Postacie? W tej kwestii to ja widzę cyrk na kółkach.
Rosa Wolff, to osóbka, która praktycznie przez całą książkę powtarza jedne i te same zdania: "nic nie czuję", "jestem martwa w środku". "muszę uratować Clarę". Za pierwszym razem jeszcze jakoś to zniosłam, za setnym razem chciałam rzucić książką o ścianę.
Rosa jako główna bohaterka według mnie nie ma żadnego charakteru, żadnej głębi, charyzmy, po prostu nic. Ona jest po prostu pusta.
Jeśli chodzi o Jamesa to w tym przypadku jest podobnie jak u Rosy.
James w serii o Juliette był naprawdę bystrym chłopcem, którego uwielbiałam. Teraz , w tym tomie James to kropka w kropkę Kenji 2.0 tylko nie w kwestii działania gdy jest zagrożenie, a żartów czy docinków, które niestety przy nim nie działają, jak przy Kenjim.
Trzecia rzecz, która rozwaliła mnie jak puzzle to... "romans" Jamesa i Rosabelle.
Ja, ogólnie nie widziałam nawet zalążka "romansu" między nimi. Nie było żadnej chemii, napięcia, rozwoju, ba... nawet oni się nie lubili.
Pod koniec tego tomu byłam delikatnie powiedziawszy zniesmaczona i sfrustrowana tą historią.
Na ten moment nie jestem w stanie powiedzieć Wam czy sięgnę po kolejne tomy.
I na sam koniec, ostatni minus tej książki to to, że tytuł na grzbiecie i na przodzie się wycieka.
Ocena 1️⃣/🔟🌟.
"Uciekinier" Stephen King (Richard Bachman)
"Ameryka, 2025 rok. Brutalne teleturnieje i reality show są najpopularniejszą rozrywką dla mas. I najszybszą drogą do zdobycia pieniędzy. Pod warunkiem, że jest się zdesperowanym. Ben Richard, którego nie stać na leczenie córeczki, jest wystarczająco zmotywowany, by powalczyć o miliard dolarów. Życie dziewczynki zależy od tego, czy jej ojciec wytrwa 30 dni w grze UCIEKINIER, ścigany przez kamerę, profesjonalnych zabójców i cały kraj. Tylko że tej gry jeszcze nikt nie wygrał...".
Ja tej książce nie robiłabym rereadu, gdyby nie to, że w tym roku wyszedł film na jej podstawie. I chciałabym obejrzeć.
Również chciałabym zaznaczyć, że film, który wyszedł w tym roku to jest drugą adaptacją (?) tej książki. Pierwsza, która wyszła w 1987r. nijak się nie ma do książki. Więc nie polecam jej oglądać.
Natomiast wracając do książki to nie powiem nic odkrywczego, ponieważ czytałam i mówiłam o niej tyle razy, że mnie zaczyna trochę irytować ta sytuacja.
Jeśli ktoś z Was jest ze mną dłużej na bookstagramie i na blogu to mniej więcej będzie wiedział co myślę o niej.
Chociaż teraz po którejś lekturze tej książki widzę małe mankamenty i niedociągnięcia w niektórych scenach.
Jeśli chodzi o bohaterów to teraz po kolejnym rereadzie widzę pewną niespójność w ich charakterystyce co spowodowało tym, że inaczej odbieram tę powieść (czyt. Richard i jego decyzje).
Książkę oceniam 8️⃣/🔟🌟.
Jak widzicie w grudniu było różnorodnie i spontanicznie! Mam nadzieję, że przyszły 2026 rok, będzie rokiem łaskawszym czy to żyćkowo czy książkowo. Nie obiecuję, ale postaram się opublikować podsumowanie czytelnicze całego 2025 roku. Jeśli mi by się nie udało to życzę Wam Szczęśliwego i zaczytanego 2026 roku.
Trzymajcie się. Pa✋

Komentarze
Prześlij komentarz